Strona:PL Zola - Rzym.djvu/194

Ta strona została uwierzytelniona.

Piotr odetchnął swobodniej i, nabrawszy otuchy, dziękował:
— Drogi panie, przyjmuję z najżywszą wdzięcznością propozycye pańskie. Ani pan wiesz, jaką mi sprawiłeś ulgę... od chwili jak przybyłem do Rzymu, wszyscy osłabiali moją wolę, zniechęcali mnie, pan jesteś pierwszy podtrzymujący moje zamiary... Nie ma jednak nic bardziej pokrzepiającego jak spotkanie się z rodakiem!...
Zniżywszy głos, Piotr opowiedział treść swej rozmowy z kardynałem Boccanera. Na jakąkolwiek pomoc nie można było liczyć z jego strony. Wypowiedział się z tem otwarcie, zawiadamiając o złych wieściach przyniesionych przez kardynała Sanguinetti. Prócz tego, pomiędzy tymi dwoma kardynałami można odczuć było pewne niechętne współubieganie się. Narcyz słuchał, uśmiechając się, wreszcie sam opowiedział Piotrowi różne pokątnie istniejące intrygi, albowiem skryta nienawiść tych dwóch kardynałów roszczących sobie pretensye do objęcia tyary, była przyczyną zamieszek wśród stronników kościoła. Zachodziły nieprawdopodobnie zawiłe intrygi, kierowane niewidzialną dłonią. Wiedziano tylko, że kardynał Boccanera stał na czele stronnictwa niechcącego wchodzić w żadne ustępstwa i w żadne układy z nowożytnemi dążeniami społeczeństwa, z niewzruszoną niczem wiarą wyczekiwał on bożego zwiastowania woli i tryumfu Boga nad szatanem, przywrócenia władzy świeckiej papieżowi przez