Strona:PL Zola - Rzym.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze jeden kandydat do tronu papiezkiego! — pomyślał Piotr, słuchając tego opowiadania z natężoną uwagą, albowiem postać monsignora Nani zainteresowała go swoją niezwykłością. Przeczuwał w nim innego człowieka pod zwodniczą maską urobionego uśmiechu. Opowiadanie Narcyza wzburzyło Piotra. Był strwożony nowością świata, wśród którego miał się teraz obracać. Niespodziewał się tego, jadąc do Rzymu a przybywszy tutaj z każdą chwilą czynił odkrycia, zmieniające pojęcia, jakie sobie wyrobił teoretycznie.
Monsignor Nani, spostrzegłszy ich rozmawiających we framudze okna, zbliżył się ku nim z wyciągniętą do uścisku dłonią i rzekł wesoło:
— Witam cię, księże Piotrze! Bardzo miło znów cię spotkać... Nie pytam, czy dobrze spałeś, bo w Rzymie zawsze się śpi dobrze... Jak się pan miewa, kochany panie Habert?... Nie widziałem pana od chwili, gdyśmy się spotkali przed tem arcydziełem Berniniego, przed tą jego świętą Teresą, którą tak gorąco pan podziwiasz... Ale jak widzę, panowie się znacie?... I spotkaliście się tutaj przypadkowo? Miłe, niezmiernie miłe są takie spotkania... Czy wiesz, księże Piotrze, że pan Habert rozkochany jest w piękności naszego Rzymu?... Jeżeli go o to poprosisz, to niezawodnie zechce ci pokazać wszystko, co jest najgodniejszego podziwu i uwagi.
Z wielką życzliwością rozpytał się Piotra o szczegóły wizyty złożonej kardynałowi. Słuchał z u-