Strona:PL Zola - Rzym.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

Powiew buntu rozniecił zapalczywość Piotra. Zaczął przypuszczać, że jest jakąś igraszką dla ludzi tutejszych. Dla czego przestał być sobą?... dla czego się starał przystosować do ich podziemnej dyplomacyi?... Dla czegóż nie miałby mówić śmiało i głośno o swoich przekonaniach, swojej wierze oderwanej od wszelkich osobistych korzyści i względów a gorejącej najczystszą miłością ludzkości! Pod wrażeniem tem zawołał:
— Nie odwołam tego, co napisałem! Nie zniszczę mojej książki, chociaż wszyscy to radzą. Uczynić tak byłoby to upodlić się i skłamać, bo ja niczego nie żałuję i nic nie odwołuję, z tego co napisałem. Ponieważ w książce mojej wypowiedziałem to, co za uważam prawdę, przeto nie mogę popełniać zbrodni, prawdę tę niszcząc... Nigdy, nigdy tego nie uczynię!...
Zapanowało milczenie. Przerwał je znów Piotr, oświadczając:
— To, co powiedziałem, powtórzę, klęcząc u stóp Ojca świętego. Ufam, niezłomnie ufam, że on mnie zrozumie i przychylnym się okaże.
Monsignor Nani, przybrawszy niedocieczony, zamknięty wyraz twarzy, z ciekawością przypatrywał się Piotrowi, jakby się dziwiąc sile i szczerości jego wzburzenia. Wreszcie, znów się uśmiechając i z pogodą oblicza, zaczął go uspokajać:
— Tak, zapewne... Chociaż posłuszeństwo i pokora dają niezmącony spokój duszy, jednak ro-