Strona:PL Zola - Rzym.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

dział za chwilę, i opowiem mu, o co idzie... wytłomaczę mu całą sprawę...
Monsignor, zwróciwszy się w stronę Piotra, zalecał mu jak największą oględność. W przystępie wielkiej szczerości, zwierzył mu, że przedewszystkiem należy się wystrzegać zasadzki ze strony ludzi otaczających papieża. Niestety bowiem, Ojciec święty tak nieograniczenie był dobry, tak ślepo ufający w dobroć innych, że niezawsze z należną trzeźwością sądu dobierał sobie swoich najzaufańszych. Ztąd powstawały liczne trudności, niewiadomo było do kogo można się było zwrócić, ani też czego się wystrzegać, by nie popaść w tysiącznie matnie krzyżujących się intryg. Nani dał do zrozumienia, że przedewszystkiem Piotr powinien się powstrzymać od zwrócenia się wprost do Jego Eminencyi sekrerza dworu papiezkiego, albowiem Jego Eminencya pozbawiona jest woli przez stek ludzi uniemożliwiających najzacniejsze jego dążności. W miarę jak Nani mówił tonem powolnym, słodkim, z pobożnem namaszczeniem, Watykan przybierał pozory twierdzy strzeżonej przez złośliwe a zarazem zdradzieckie smoki. Do twierdzy tej potężnej, warownej, z trudnością otwierało się przejście a przed wkroczeniem w uchyloną furtę, należało skupić całą uwagę, by nie wpaść w zastawione na każdym kroku złowrogie sidła, chwytające miałka, który, nie umiejąc wyplątać się z zasadzki, bywał doszczętnie miażdżony.