Strona:PL Zola - Rzym.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

i deszcze a brud i ciasnota cuchnęły pomimo tego. Sypiano tu na gołej ziemi, nigdy się nie rozbierając. Nie znano sprzętów ani bielizny a ludzie tam żyjący, pogrążali się w pijaństwie, w niem szukając ulgi. Podłoga była im łóżkiem, pościelą dla wszystkich śpiących gromadą zbitą bez różnicy płci i wieku. Zezwierzęceni niedostatkiem, zadawalali swe instynkta nie czyniąc wyboru a przyniesione resztki pożywienia, wygrzebane ze śmietnika, wyrywali sobie i bronili ich, szczerząc zęby jak psy zgłodniałe. Poniżający godność ludzką stan tych nędzarzy o ileż był okrutniejszy od losu dzikiego człowieka, swobodnie polującego na zdobycz wśród puszcz pełnych zwierząt; jadł on do syta i chodzić mógł bez odzienia, zdrowe przytem mając ciało, podczas gdy wielkomiejscy nędzarze, zdegenerowani chorobą, dziedzicznością, zbrukani, potworni szpetotą, słabi i byt swój wiodą nie w przestronnym dzikim lesie, lecz wśród Paryża, królującego światu swym zbytkiem i wyrafinowaną cywilizacją.
Piotr rozpytywał się tych ludzi i wszyscy opowiadali mu jednakowe dzieje swej przeszłości. Gdy zeszli się z sobą mieli młodość i wesołość, na konieczność pracy zapatrywali się odważnie. Lecz z latami ogarniało ich zmęczenie. Pocóż ciągle pracować? Mąż zaczynał się upijać, chcąc zdobyć chociażby ułudę szczęśliwości, żona opuszczała się w domowych zajęciach i zaglądała również