pierwszorzędne, jedyne miała znaczenie w oczach króla patryoty, wychowanego w tych zasadach i podtrzymującego tradycye dzielnego domu Sabaudzkiego.
Orlando wiedział, jakiemu panu przyszedł służyć. Wiedział, że w Turynie marzono o zjednoczeniu Włoch pod rządami monarchii Piemonckiej. Lecz Orlando był przedewszystkiem patryotą a dopiero na drugim stawiał planie swe cele republikańskie. Przytem, obeznawszy się bliżej z masą naród składającą, przestał wierzyć w możność odbudowania Włoch w imię rzeczypospolitej i to rzeczypospolitej pod opieką papieża liberalnego, jak tego przez czas jakiś pragnął Mazzini. Po cóż obstawać przy chimerze mogącej zagubić kilka pokoleń, wobec możności urzeczywistnienia się celu?... Zrzekał się więc rzeczypospolitej a pragnął zjednoczenia ojczyzny, pragnął Rzymu jako stolicy.
Tym duchem będąc ożywiony, Orlando z szałem radości zaciągnął się do wojska w roku 1859 a serce mu rozsadzało pierś, gdy po zwycięztwie pod Magentą, wszedł do Medyolanu wraz z armią francuzką, darzącą Włochy wolnością. Wszak przed ośmiu laty uciekał z Medyolanu, jako prześladowany wygnaniec i zrozpaczony patryota! Po bitwie pod Solferino nastąpił traktat zawarty w Villafranca. Nie przyniósł on całości spodziewanych korzyści. Włosi z goryczą patrzeć musieli na pozostającą w niewoli Wenecyę. Do
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.