Strona:PL Zola - Rzym.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

padają bez wieści, uniesieni falą błota płynącego z ulic do ścieków. Podczas porannej wycieczki Piotr kiedyś znalazł jednego z tych biedaków, zmarłego z głodu w rozwalającej się lepiance. Umrzeć on musiał od dni kilkunastu a szczury wygryzły mu twarz do kości.
Podczas zimy litość Piotra wystawiona była na cięższe jeszcze próby. Zimą, cierpienie nędzarzy, wzmaga się wraz z mrozem i śniegiem gospodarującym w nieopalanych nigdy norach, które zamieszkują. Na Sekwanie płyną lody i powstrzymują żeglugę, zamarznięta ziemia przeszkadza także w niektórych robotach a skutkiem tego mnoży się ilość rąk bezczynnych, żądnych zarobku i chleba. W uliczkach zamieszkiwanych przez gałganiarzy panuje głód wraz z przerwą roboty. Stada bosonogich i zaledwie odzianych dzieci domagają się strawy, kaszląc złowrogo. Suchoty kładą istotne pokosy tych wyrostków. Piotr napotykał całe rodziny, matki z kilkorgiem dzieci, stulone razem na barłogach z gałganów. Cisnęli się do siebie, by ciepło w sobie utrzymać i jęczeli z głodu, nie mając co jeść po dni kilka. W pamięci Piotra wyrył się złowrogo ów straszny widok, jaki ujrzał wchodząc do dusznej izby w ciemnem jak piwnica podwórzu. Matka, nie mogąc znieść dłużej głodowej męczarni, zaczadziła się wraz z pięciorgiem swych wychudłych dziatek. Dramat ten, spowodowany nędzą, opisały dzienniki, wywołując na chwilę dreszcz oburzenia i zgro-