mi aż nadto dogodne, dla mnie, przywykłego sypiać na gołej ziemi... Tu, z mego okna, mam widok na Rzym i to mi wystarcza... Patrz pan... Rzym cały stoi przed mojem oknem... podchodzi ku mnie, bo ja ku niemu już iść nie mogę...
Ruchem ręki ukazywał okno, kryjąc w ten sposób zmięszanie, jakiego doznawał za każdym razem, gdy tłomaczył się przed nieznajomymi z ubóstwa swego otoczenia, nie chciał on, by zarzut z tego czyniono jego synowi, a także nie chciał wyłuszczać rzeczywistych przyczyn, pochodzących z prawości osobistej, niedozwalającej mu korzystać z bogactwa pozyskanego przez syna za pomocą spekulacyi.
— Ależ tu ślicznie; widok jest rzeczywiście wspaniały! — rzekł Piotr, chcąc mu zrobić przyjemność. — Jakże jestem szczęśliwy, że mogę pana widzieć, że mogę uścisnąć dłoń, która tyle dokonała dla dobra swego kraju!...
Orlando wzniósł ramiona, jakby chcąc zakryć minioną przeszłość.
— Dawne to dzieje, już wszystko to skończone.. i dla mnie pogrzebane!... Mówmy lepiej o panu... Pan jesteś młody... jesteś teraźniejszością... mówmy o twojej książce, która jest przyszłością... Ach, ta twoja książka! Ten twój „Nowy Rzym“! W jakąż ja zrazu wpadłem wściekłość, gdym to przeczytał:
Śmiał się teraz, mówiąc o swoim gniewie i wziąwszy książkę napisaną przez Piotra a znaj-
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.