Strona:PL Zola - Rzym.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

skryta zmąciła wejrzenie starego wojaka i Rzymu kochanka. Zamilkł. Piotr odczuł chłód jaki powiał mu po sercu, a chcąc uszanować głębokość tajonego smutku, nie śmiał się odezwać. Po dłuższej chwili, Orlando rzekł:
— Najmocniej pana przepraszam, żeśmy odstąpili od właściwego tematu naszej rozmowy... Lecz prawdę powiedziawszy, zdaje mi się, że z korzyścią pomówimy o książce dopiero później, gdy pan dobrze poznasz Rzym i nieco się z nim zżyjesz... Zdaje mi się, żeś pan dopiero wczoraj przyjechał?... Więc staraj się poznać miasto, przypatruj mu się, rozpytuj o wszystko a zobaczysz, że najniezawodniej zmienisz dużo z przywiezionych z sobą teoretycznych poglądów... Jestem niezmiernie ciekawy twoich przyszłych wywodów... twoich wrażeń... zwłaszcza o Watykanie... Bo przecież głównie przyjechałeś z powodu Watykanu a raczej z powodu papieża... by obronić książkę przed napaściami kongregacyi Indeksu... Więc lepiej poczekajmy z naszą rozmową... Po cóż bowiem mamy dziś z sobą wieść dysputy, które z konieczności inny będą miały charakter, inną doniosłość, gdy poznajomisz się z Rzymem i z tutejszemi stosunkami... Zobaczysz, że to wiele w tobie zmieni... i zmieni radykalniej aniżeli wszystko co mógłbym ci powiedzieć, nawet krasomówczym będąc oratorem... A więc rzecz ułożona... wrócisz innym razem dla pomówienia o twojej książce... będzie wtedy łatwiej