— Niechaj pan zostanie, chcę jeszcze z panem pomówić.
Do pokoju weszła dama mogąca mieć lat przeszło czterdzieści, lecz jeszcze ładna, pulchna, z twarzą okrągłą, o rysach drobnych, jakby zatopionych w tłuszczu. Uśmiechała się z wdziękiem i dość wytwornie była ubrana w suknię koloru rezedowego. Włosy miała jasne, oczy zielone, otwarcie patrzące. Wrażenie sprawiała dodatnie i pociągała dobrym tonem swojego ułożenia.
— Ach, to ty, Stefanio! Cóż u ciebie słychać?... Pocałuj mnie na przywitanie...
— I owszem, drogi mój wuju. Przechodziłam tędy, więc wstąpiłam, by cię uściskać i dowiedzieć się o zdrowie...
Była to pani Sacco, siostrzenica Orlanda, córka jego siostry, która przeniosła się z Medyolanu do Neapolu, wyszedłszy zamąż za tamtejszego bankiera. Gdy Stefania dorosła, rodzice stracili majątek i skutkiem tego pozwolili jej wyjść za mąż za Sacco, młodego, biednego urzędnika w administracyi poczt państwa. Sacco chciał podnieść z upadku dom bankierski swego teścia. W tym celu wdał się w prowadzenie pieniężnych interesów bardzo zawiłych i podejrzanych. Wkrótce, obrotnością swą sprawił, że został wybrany posłem do Izby deputowanych. Państwo Sacco zamieszkiwali odtąd w Rzymie, prowadząc dom otwarty, Sacco bowiem, chcąc dojść do wy-
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/247
Ta strona została uwierzytelniona.