Strona:PL Zola - Rzym.djvu/254

Ta strona została uwierzytelniona.

mu pozostanie na zawsze, jakikolwiek obrót wezmą sprawy ich dzielące.
Drżącym od wzruszenia głosem, rzekł:
— Ona szlachetną ma duszę i dobrą jest... Lecz jakże mnie to wszystko boli... jaka szkoda, że ona nie kocha mojego syna... może Luigi był nieco popędliwy... Mówię ci o tem tak otwarcie, bo wszyscy w Rzymie znają szczegóły domowego pożycia mojego syna... ach, jakie to bolesne, niemiłe...
Orlando opowiadał wspomnienia dotyczące małżeństwa swego syna z Benedettą. Cieszył się tem niegdyś. Radością go przejmowała myśl, że Benedetta będzie przybraną jego córką i że pięknością oraz dobrocią swoją, osłodzi mu ostatnie dni życia. Orlando był namiętnym wielbicielem kobiecej piękności i gdyby miłość ojczyzny nie była zagarnęła całego jego jestestwa, byłby życie spędził na modleniu się do niewieściego wdzięku i piękna. Benedetta rzeczywiście pokochała ojca swego męża i co chwila przybiegała na górę do jego celi, napełniając ją swą młodością i czarem przedziwnej swej urody. Orlando promieniał i młodniał, ogrzany czułością jej głosu, jej widoku, jej tkliwych pieszczot i dbałości. Lecz szczęście to przeszył grom niesnasek pomiędzy małżonkami. Serce Orlanda krwawiło się z bólu, nie znajdując sposobu pogodzenia ich, nie mógł bowiem ganić swego syna, pragnącego być mężem kobiety, którą poślubił. W pierwszych