czasach po pamiętnej nocy ślubnej, będącej dramatem dla obojga małżonków, Orlando przypuszczał, że zdoła pozyskać Benedettę dla syna, że zdoła ją namówić, by nie odpychała rozkochachanego Luigi. Lecz Benedetta otworzyła przed nim swe serce i opowiedziała o swej stałej i dawnej miłości dla swego kuzyna Dario Boccanera, mówiąc, że ślubowała jemu pozostać wierną i tylko jemu mogłaby się oddać. Orlando zrozumiał, że wszelkie usiłowania pozostaną próżne... Przez cały rok pobytu Benedetty w pałacu Prada, Orlando żył myślą w dolnych, zbytkownie urządzonych pokojach, gdzie zamiast cichego, domowego szczęścia, trwał bolesny dramat i burzliwe utarczki. Ileż razy byłby pragnął tam iść i uśmierzyć niezgodę! Zdawało mu się chwilami, że dolatują go gniewne głosy, tych których tak gorąco kochał, nic wszakże nie mogąc uczynić dla ich szczęścia. Syn milczał przed ojcem i wiedzieć coś mógł Orlando tylko od Benedetty, gdy rozdrażniona i zrozpaczona, tuliła swój smutek na piersi dobrego starca. Tak więc to małżeństwo mające symbolizować przymierze pomiędzy starym a nowym Rzymem zamiast radości, wniosło rozpacz, bo spełnionem było tylko pozornie. Orlando upatrywał w tem szersze znaczenie, bolejąc nad niespełnionem małżeństwem syna, jak nad niespełnionemi swemi nadziejami. Wszak życie swe spędził marząc o Rzymie, o posiadaniu tego najpiękniejszego miasta, o złączeniu go
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.