Piotr takim a nie innym wyobrażał sobie hrabiego Prada. Był to syn korzystający z podboju uczynionego bohaterskim orężem ojca. Syn zwyrodniały, u którego cnoty ojca przekształciły się w wady. Bohaterska energia i bezinteresowność stały się namiętnością użycia, rycerskość — chciwością. Wraz z szałem patryotycznych uniesień, walk w imię najwznioślejszych idei — pierzchły i minęły oderwane uczucia. Synowie rozsiedli się wśród nagromadzonych zdobyczy, łakomie je rozchwytując, pożerając i każdy swej części broniąc. Orlando czuł i widział że tak było, lecz cóż mógł uczynić?... W jaki sposób zapobiedz, będąc już tylko zbolałym, sparaliżowanym starcem?
Orlando przedstawił Piotra synowi.
— Ksiądz Piotr Fromont, o którym ci nieraz mówiłem, autor książki, którą z mej namowy przeczytałeś.
Prada, zacząwszy mówić z wielką życzliwością o książce, zwrócił rozmowę na rozpoczęte w Rzymie roboty, mające go uczynić podobnym do innych wielkich stolic. Chwalił Paryż przekształcony, upiększony za czasów drugiego cesarstwa, unosił się nad zmianami zaszłemi na korzyść stolicy niemieckiej, mogącej sobie pozwolić na wydatki po szczęśliwie zakończonej wojnie 1870 roku. Rzym musi pójść śladem tych dwóch stolic, musi przybrać charakter współczesny, inaczej bowiem zginie, runie znów w gruzy. Tak, Rzym
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/258
Ta strona została uwierzytelniona.