Strona:PL Zola - Rzym.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

pędzą, zawrócą w tył, do dawnej prostoty i czystości, do szczęśliwej epoki chrześciańskiej szczerego braterstwa. Na tem tle snuł przepiękne obrazy szczęśliwości życia, wywoływał je z własnego serca ze spokojną, wesołą ufnością, wierząc w jutrzejszą ich rzeczywistość. Piotr, słuchając opowieści starego księdza, promieniał i wchłaniał spływające z nich pocieszenie, znajdując ulgę po straszliwych zmorach dnia dzisiejszego. Tej nocy rozmawiali z sobą długo a następnie często wracali do tego przedmiotu rozmowy. Ksiądz Rose był niewyczerpany w rozwijaniu coraz to nowych szczegółów przyszłego ustroju społecznego, gdy wszyscy ludzie podlegać będą władzy miłości bliźniego, gdy zapanuje sprawiedliwość. Mówił ze wzruszającą wiarą uczciwego człowieka, który nie wątpi, że przed śmiercią ujrzy Boga na ziemi.
Piotr począł ulegać nowej fazie ewolucyjnej. Uprawiając miłosierdzie wśród biednej dzielnicy, doszedł do bezmiernego roztkliwienia. Żył tylko sercem, które bólem wzbierało na widok nędzy. Rozpaczał, że zła uleczyć nie jest w stanie. Czasami zdawał sobie sprawę, iż rozum jego podwładnym być poczyna sercu. Nie zastanawiał się nad tem dłużej i wracał ku młodocianym myślom, ku zaraniu chłopięcych lat, gdy matka miłością rządzić mu się kazała. Wyobraźnia Piotra zaczęła mu podsuwać chimeryczne sposoby natychmiastowej ulgi ogólnej. Wyczekiwać począł