Prada był przedewszystkiem człowiekiem namiętnym, żądnym zaspakajać swój apetyt doraźnie. Gwałtowność jego miłosnych szałów wybuchała niepohamowanie, kobieta, której pożądał, musiała mu uledz, opór zaś doprowadzał go do pasyi huczącej burzą nienawiści. Znów i w tym razie przebijał się charakter ojca, lecz w formie zwyrodniałej cnoty. Ojciec bowiem był entuzyastą, pragnącym czynem urzeczywistniać cele zrodzone w marzeniu.
Pożądając Benedetty, zerwał Prada swój długoletni miłosny stosunek z księżną Flawią i całym wysiłkiem woli zapragnął czemprędzej posiąść tę cudnie piękną dziewczynę, godząc się na małżeństwo, pomijając brak miłości z jej strony, ryzykując nieszczęście swego i jej życia. Byłby Rzym cały zburzył, spalił, byle mieć ją wyłącznie dla siebie. Jakże też srogą była dla niego rana wspomnień z pożycia z Benedettą! Była to rana ciągle zajątrzona i nigdy zagoić się nie dająca, czuł się upokorzony, wściekły na myśl, że poślubił tę ubóstwianą dziewczynę, mógł nazywać ją swoją żoną, lecz w rzeczywistości nigdy nią ona nie była. Nigdy jej tego nie przebaczy, nie zapomni, bo ciężar znoszonej ztąd katuszy prześladuje go bezustannie. Uspokoił się tylko pozornie, zaś w głębi serca był do nieprzytomności zbolały, zazdrośny, mściwy i gotów dopuścić się chociażby zbrodni.
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/261
Ta strona została uwierzytelniona.