szał jako o człowieku niezwykle inteligentnym. Zapragnął pokazać mu stronę życia w Rzymie, którą uważał za najprzyjemniejszą i niedającą się porównać z niczem.
Piotr przyjął uczynioną sobie propozycyę, chociaż byłby wolał samotną przechadzkę. Wszakże Dario Boccanera żywo go interesował jako ostatni przedstawiciel przeżytej już rasy. Czuł, że ten człowiek nie jest zdolny do samodzielnego myślenia i czynu. Był tylko wytwornie ponętny, dumny ze swego rodu i próżniactwo uważał za rodzaj przynależnej sobie konieczności. Patryotyzm swój ograniczał wyłącznie do Rzymu i nigdy nie powstała w nim myśl zaciągnięcia się do jakiegokolwiekbądź politycznego stronnictwa. Zadowolniony z życia, trzymał się na boku, rozkoszując się bezczynnością. Jeżeli miał jakie żądze, panował nad niemi, powodowany wrodzoną praktycznością, był rozsądny jak większość jego rówieśników znajdujących się w podobnem położeniu, to jest pozbawionych materyalnych środków, nieodzownie potrzebnych na hulanki. Wreszcie pociąg ku temu był w tej młodzieży więcej pozorny, aniżeli prawdziwy.
Gdy powóz, przebywszy Piazza di Venezia, wjechał na Corso, Dario z dziecinnem uniesieniem dumy, spojrzał na Piotra i ruchem ręki wskazując ulicę, rzekł:
— Corso!
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/271
Ta strona została uwierzytelniona.