stłoczony i patrzący na siebie. Corso, była to ulica zamieniona w salon pod otwartem niebem, gdzie ludzie znający się osobiście lub tylko z widzenia, mogli się spotykać i oglądać wzajemnie. Ludzi tych dzieliły lub zbliżały towarzyskie stosunki, opinie, pozycya, lecz każdy wiedział, kim jest ten drugi na którego patrzał, którego twarz i ubiór badał, wyciągając ztąd przeróżne wnioski. Piotr nareszcie zrozumiał znaczenie, jakie Corso odgrywa w życiu mieszkańców Rzymu. Spacer po tej ulicy zamienił się u nich w nałóg, bez którego obejść się nie mogli. Właśnie w ciasnocie, w tym tłoku i ścisku znajdowali oni zadowolenie swoje, nasycając swą ciekawość, wyczekując godziny, w której ujrzą się i przenikną wzajemnie. Był to zarazem popis próżności, chęć pokazania się, zaopatrzenie się w drobne spostrzeżenia, dające temat do światowych domysłów i wszędzie uprawianych ploteczek. Pozbawić się tego codziennego spaceru, równoważyło się wycofaniu na pustynię, zerwaniu ze światem. Corso zastępowało czytanie dziennika z bieżącemi wiadomościami miejskiemi. Klimat tutejszy sprzyjał rozwinięciu się życia towarzyskiego w tej właśnie formie. Powietrze było łagodnie ciepłe, spokojne, a nad ciężkiemi fasadami zrudziałych pałaców, ciągnął się wązki pas nieba, zawsze przejrzysty i zawsze niebieski.
Dario bezustannie się uśmiechał i kłaniał, znając tutaj wszystkich. Co chwila wymieniał na-
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/274
Ta strona została uwierzytelniona.