Strona:PL Zola - Rzym.djvu/326

Ta strona została uwierzytelniona.

salnych rozmiarów statuę, strzeżoną bo bokach przez sfinksy przysiadłe w zwykłej swej pozie. Nieco dalej, w wgłębieniu jakby komnatki pozostawionej w murze grobowca, stała statua młodej kobiety. Odtrąconą głowę statui znaleziono, kopiąc tę ziemię pełną pamiątek. Piotr patrzał i oczami wyobraźni widział tę kobietę. Twarz miała piękną, zdrową i uśmiechającą się do życia. Idąc wciąż naprzód, odczytywał napisy i cieszył się, że rozumie je w całości. Zdawało mu się teraz, iż obcuje ze spoczywającymi tu zmarłymi, że zna tych ludzi żyjących przed dwoma tysiącami lat. Nawet via Appia poczęła się ożywiać. Pełno było na niej wozów jadących z przeraźliwym hałasem, szły kohorty, maszerując ciężkiemi krokami, snuły się tłumy mieszkańców starożytnego Rzymu. Wszystko to potrącało się wzajemnie, tłocząc się, przeciskając, gorączkowo się śpiesząc, jak zwykle w wielkich stolicach. Były to czasy panowania Flawiuszów, Antoniuszów — epoka największego rozrostu i potęgi Rzymskiego cesarstwa. Via Appia podówczas dobiegła szczytu swej piękności, roiła się pełnią wspaniałych nagrobków ozdobnych i rzeźbionych, jak świątynie. Jakże monumentalnie okazałą była ta ulica śmierci! Jakież czynić ona musiała wrażenie na podróżnych, przybywających nią do Rzymu! Wielcy zmarli witali przybysza i wiedli go do żywych a nadzwyczajność i pompatyczność cmentarza zapowiedzią była okazałości stolicy. Nie-