Strona:PL Zola - Rzym.djvu/339

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkich tych zmarłych, nie wyróżniając żadnej z tych głów spoczywających w głębokościach rozkosznego uśpienia. Z rzadka, na nielicznych tablicach, prócz nazwisk, było parę słów pochwalnych, lecz jakże ogólnikowych, i lekko, bez nacisku, wzmiankujących o przymiotach! Mężczyznom przyznawano zacność i pobożność — kobietom zaś łagodność, piękność i czystość. Dziecięca niewinność promieniała z tych grobowców, bezgraniczna tkliwość i słabość ludzkiej istoty; ci pierwsi chrześcianie w śmierci upatrzyli nie koniec, lecz początek swego istnienia i zrzekłszy się myśli powrotu na ziemię, spali rozkosznie w oczekiwaniu wiekuistej szczęśliwości w niebie...
Naraz Piotr przypomniał sobie wczoraj widzianą via Appia i wywołaną przez siebie całość wspaniałych grobowców, złocących się w ciepłych, słonecznych promieniach. Tamte pomniki głosiły o dumie i o potędze mieszkańców Rzymu. Wznosiły się wspaniale, imponowały ogromem, zadziwiały bogactwem ozdób, arcydziełami rzeźbionych marmurów, obfitością drogocennych statui a ryte słowa napisów objawiały światu o sławie, jaką za życia zdobył sobie spoczywający tutaj zmarły. Ach ta pompatycznie okazała ulica śmierci, przecinająca bezbrzeżne równiny i wiodąca do miasta nad miastami, do Rzymu, stolicy świata! Jakże nadzwyczajnem była ona przeciwstawieniem, gdy się ją porównać chciało z podziemnym cmentarzem pierwszych chrześcian,