jak w tych podziemnych miastach, zaludnionych zmarłymi o nieznanych nazwiskach, lecz wspólnej i głębokiej wierze. To odmienne od pogańskiego pojęcie śmierci dało początek innej społeczności, odradzając świat potęgą swego tchnienia. Chrześcianie ćwiczyli się w pokorze, pogardzali ciałem, unikali wszelkich uciech ziemskich, zajęci nieustającą myślą o śmierci, jej tylko pragnęli, jako wyswobodzicielki otwierającej podwoje nieśmiertelności, wiekuistego życia w raju. Tak, rozpoczynała się teraz nowa era nowego zupełnie świata. Krew Augustów, ta dumna krew purpurą i słońcem się mieniąca, zanikła na czas jakiś. Chwilowo śladu jej trudno dostrzedz w żyłach potomności. Wypiła ją może ziemia i zczerwieniała w głębokościach kopanych katakumb...
Zakonnik chciał koniecznie pokazać paniom schody Dyoklecyana; dla zachęty, opowiadał złączoną z niemi legendę:
— Tak, schody te świadczą o cudzie... Za panowania Dyoklecyana, podczas prześladowania chrześcian, razu pewnego żołnierze zapędzili się aż tutaj i chcieli temi schodami spuścić się do katakumb, wiedząc, że się tam schroniła garstka wiernych... Otóż ledwie żołnierze stanęli na schodach, te się zarwały i wszyscy spadli... Jeszcze dzisiaj widzieć można te załamane pod nimi stopnie... Proszę, niechaj państwo zechcą zobaczyć... to bardzo ciekawe... i tuż blizko... o parę kroków...
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/341
Ta strona została uwierzytelniona.