Strona:PL Zola - Rzym.djvu/345

Ta strona została uwierzytelniona.

hieratycznej pozie. Wierni zbliżali się do marmurowego cokołu, na którym stała postać apostoła i całowali wielki palec prawej nogi: jedni obcierali go przed pocałowaniem, inni całowali bez poprzedniego obtarcia, przykładali następnie czoło i znów raz jeszcze całowali. Piotr zawrócił się w lewą stronę kościoła, gdzie stały rzędem konfesyonały. Zmieniający się w nich księża bezustannie słuchali spowiedzi w różnych językach. Inni zaś księża dotykali laseczką skroni grzeszników, którzy, klęknąwszy w tym celu, otrzymywali trzydzieści dni odpustu. Lecz osób było niewiele, zatem księża, siedząc w wązkich, drewnianych zagródkach, rozmawiali pomiędzy sobą, pisali lub czytali, zachowując się swobodnie, jakby we własnem mieszkaniu.
Piotr znów się zatrzymał przed schodami Konfesyi, zapatrzony w światła gorejących lamp, błyszczących jak gwiazdy. Główny ołtarz pod wspaniałym baldachimem, wyglądał dumnie i samotnie. Tylko papież miał prawo przed nim celebrować. Rzeźby i złocenia tego ołtarza kosztowały przeszło pół miliona. Patrząc nań, Piotr przypomniał sobie o nieszporach odprawianych w kaplicy Klementyńskiej i zadziwił się, że najlżejszy odgłos ztamtąd nie dobiega. Pomyślał, że ceremonia już się skończyła, lecz chciał się o tem przekonać. W miarę jak zbliżał się ku kaplicy, rozpoznawać poczynał lekkie dźwięki oddalonej muzyki, jakby odgłosy fletu. Tony się