Strona:PL Zola - Rzym.djvu/376

Ta strona została uwierzytelniona.

chanie rzadka, a oni dobrowolnie wyrzekają się szczęścia...
Widząc, że Piotr, zdziwiony jej słowami, patrzy na nią, szeroko otworzywszy oczy, Wiktorya roześmiała się wesoło, jakby chcąc go zapewnić, że nigdy nie stosowała tych poglądów do siebie, bo jest zdrową, dobrze uekwilibrowaną naturą, wierzącą, że prawdziwe szczęście można znaleźć tylko w uczciwości.
Po chwilowem milczeniu, przyciszonym głosem zaczęła opowiadać o innych kłopotach, spadłych najniespodziewaniej na donnę Serafinę. Pogniewała się z panem Morano. Pozorną przyczyną nieporozumienia, była sprawa rozwodowa Benedetty. Adwokat, niezadowolony z niepowodzenia swojego memorandum, obwiniał ojca Lorenza, spowiednika donny Serafiny i Benedetty, iż to on namówił je do procesu, którego owocem są skandale, dające wątek do plotek szerzonych po mieście. Ztąd wynikła burzliwa rozmowa, po której Morano nie ukazał się więcej w pałacu Boccanera, zrywając tym sposobem trzydziestoletni swój stosunek z donną Serafiną. Już ogólnie o tem wiedziano i ogólnie gorszono się adwokatem, a donna Serafina tem silniej była na niego rozgoryczona, iż posądzała go o umyślne szukanie powodu do sprzeczki, dla zerwania z nią długoletnich stosunków, na korzyść jakiejś młodej mieszczki, ku której Morano zapłonął miłością. Było to zdrożnem samo przez się, lecz zwłaszcza