wstrzymać, by zaraz na wstępie nie zadać pytania gospodyni domu, czy spodziewa się dziś widzieć monsignora Nani. Donna Serafina nie zapanowawszy nad sobą, odpowiedziała:
— Monsignor Nani, jest równie niestały jak inni... Może i on się nie ukaże... Zwykle tak bywa, gdy się kogo pragnie widzieć...
Miała ona żal do monsignora, iż nie dość gorliwie zajmował się sprawą rozwodu Benedetty, jakkolwiek wiele obiecywał. Zapewne była to tylko pozorna uprzejmość i życzliwość, a składając obietnice, monsignor inne miał plany, których nie objawiał nikomu. Donna Serafina, spostrzegłszy się że zbyt otwarcie wypowiedziała swoją niechęć i zły humor, dodała:
— Może jeszcze przyjdzie... On taki nieskończenie dobry i taki dla nas przyjazny!
Pomimo żywości charakteru, siliła się na prowadzenie swych spraw podług zasad spokojnej, przezornej polityki. Brat jej, kardynał Boccanera, powiedział jej dziś rano, że opór jaki napotykała sprawa rozwodu Benedetty, najniezawodniej pochodził ze zmowy niektórych kardynałów, stale przyczyniających mu mnóstwo nieprzyjemności. On zaś pragnął unieważnienia małżeństwa swej siostrzenicy, chociażby dlatego, że Dario z nikim się nie ożeni, jak tylko ze swoją kuzynką, a wszak Dario był jedynym potomkiem męzkim, mogącym przedłużyć istnienie ich rodu. Tak więc, smutek zaległ dziś w sercach
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/378
Ta strona została uwierzytelniona.