Strona:PL Zola - Rzym.djvu/380

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przyjdź tutaj jutro, około godziny piątej. Pozostanę w domu i będę na ciebie czekała, porozmawiamy sam na sam...
Wieczór płynął powoli, wieczność trwać się zdawał. Piotr patrzał ze współczuciem na piękną twarz Benedetty, która była dziś przygnębioną, zbolałą. Oczy jej wciąż były pełne łez, silą woli powstrzymywanych i mącących zwykłą głębokość jej spojrzenia. Piotr szczerze polubił tę piękną, młodą kobietę, zawsze uprzejmą i miłą, pomimo wewnętrznych walk, które z sobą toczyła. Wszak i w tej chwili uśmiechała się słodko do Celii, opowiadającej dzieje swej miłości, Celia promieniała szczęściem, mając nadzieję zwalczenia oporu ojca.
Przez chwilkę rozmowa stała się ogólną, gdy ciotka Celii, podniósłszy głos, wypowiedziała swoje oburzenie na włoską prasę niegodnie zachowywującą się wobec Ojca świętego. Jeszcze nigdy stosunki pomiędzy Kwirynałem a Watykanem nie doszły do takiego drażliwego naprężenia jak obecnie. Nawet kardynał Sarno, wbrew zwyczajowi, głośno przemówił, dając się unieść oburzeniu starej dewotki i oświadczył, że z okazyi 20 września, świętokradzko obchodzonej rocznicy zdobycia Rzymu, przez bezbożny rząd włoski, papież wystosuje odezwę protestującą przeciwko gwałtowi, jakiemu od tej pory ulega. Odezwa ta będzie zarazem obwinieniem wszystkich państw chrześciańskich, które, obojętnie patrząc