Strona:PL Zola - Rzym.djvu/392

Ta strona została uwierzytelniona.

ciała, nie zatrzymywały Michała Anioła; pewny zwycięztwa, malował, a z pod pędzla jego wyrastało dzieło z naturalnością rozkwitającego kwiecia. Jakaż przytem była prostota jego maniery! Jaka naiwna szczerość sposobów! Posiłkował się ograniczoną ilością kolorów, rzucał je szeroko, nie ubiegając się za szukaniem efektów opartych na zręczności. I to mu wystarczało! Krew krążyła w tych ciałach, muskuły drgały, występowały prawidłowo, postacie żyły i wyrywały się w przestrzeń, pełne energii, ruchu, jakiś płomień ożywiał wszystko tam w górze, nadając całości nieśmiertelność życiową, nadludzkie bytowanie, życie; artysta życie zdołał zakląć w swe postacie, jaśniało ono, tryumfowało, pełne siły i niewyczerpanej płodności, ręka Michała Anioła dokonała cudu, posiadając najwyższy, najdoskonalszy dar prostoty w tworzeniu.
Przy pierwszem spotkaniu się z tem dziełem, Piotr, uniesiony boskością jego piękna, nie zatrzymywał się nad rozpatrywaniem filozoficzne jego doniosłości, chociaż pamiętał, iż chciano w niem widzieć całość ludzkich przeznaczeń, bo było tam zawarte stworzenie świata, Adama i Ewy, grzech, kara, odkupienie i wreszcie sprawiedliwość Boga w dniu ostatniego istnienia ludzi na ziemi. Natomiast Piotr zachwycał się egzaltacyą piękna ludzkiego ciała. Ach, ten Jehowa! Ten królewskiej wspaniałości starzec, jakże był okrutny a zarazem ojcowski, pędząc w hura-