Strona:PL Zola - Rzym.djvu/399

Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz Narcyz, nie pozwalając Piotrowi mówić dłużej, zerwał się prawie gwałtownie i zawołał gniewny, rozżalony:
— Nie, nie, ja niechcę, byś tak mówił, niechcę, byś tak mówił! Niechcę, byś Botticellego równał z tamtym, który wszystko tu popsuł, zmarnował, zgubił! To nie był artysta! To był rzemieślnik! Zaprzęgał się jak wół do jarzma i orał jak wół tyle a tyle skib na godzinę a tyle na dzień! Ten człowiek nie miał w sobie żadnej tajemniczej głębi, gardził nieznanem, widział wszystko w zwiększeniu i mógł tym sposobem obrzydzić piękno, wstręt obudzić do sztuki! Malował mężczyzn jakby malował dęby, a kobiety jego podobne są do opasłych rzeźniczek, do ćwierci tłustego mięsa, kobiety jego nie posiadają duszy, są głupie, bez wyrazu, nie ulatują ku niebu, nie wre w nich piekło, nie pożądają pozaświatowych porywów. On nigdy nie był artystą a tylko prostym murarzem! Tak, mogę ci nawet zrobić ustępstwa... był wielkim murarzem... ale nic więcej... nic ponadto!
Mówił z uniesieniem, z wybuchem nienawiści dla wszystkiego co jest siłą, twórczością, zdrowiem. Mózg tego współczesnego nam młodzieńca, był zmęczony i znurzony bezwiedną swą złożonością, zepsuty poszukiwaniem oryginalności i wszystkiego co sztucznie wytwornem się wydaje. Taki Michał Anioł był mu zakałą, wrogiem, brzydził się męzkością jego płodności, siłą