Strona:PL Zola - Rzym.djvu/416

Ta strona została uwierzytelniona.

nych. Leon XIII nie zaznał podobnej wolności. Od lat osiemnastu nie wychylił się po za pałac watykański a to dobrowolne odosobnienie się od świata, otoczyło go rodzajem świętej a zarazem groźnej tajemnicy. Żył w cichem zamknięciu potężnych murów wspaniałego swego więzienia a dni jego płynęły spokojnie, w kole nieprzystępnem dla ludzi, w kole strzeżonem tysiącami ócz zazdrosnych. Był on jakby bóstwem, którego widok dozwolonym być może tylko rzadkim wybrańcom. Bóstwem straszliwem, którego oblicze bezkarnie mogą oglądać tylko służbę przy nim spełniający kapłani. Żyje w odosobnieniu, lecz wśród ciżby w marmurze wykutych bożków i bogiń, w towarzystwie pięknych niewiast rojących się na malowidłach stworzonych przez Michała Anioła, przez Rafaela. Wszystkie te postacie głoszą dokoła niego o pięknie ciała, o pięknie światła, o pięknie życia. Papieże pędzą dni wśród najwspanialszych arcydzieł pogańskiego świata. Cóż myśli, patrząc na nie, ten delikatny starzec, w białe przybrany szaty i niesiony do swych ogrodów przez długie galerye pełne rzeźbionych ciał ludzkich. Na lewo i na prawo spoglądają nań posągi dumne nagą swą pięknością. Jowisz, Apolin, wszechpotężna Wenera, wszechwładny Pan, bożek wesela i uciech zmysłowych. Nerejdy kąpią się w przezroczach wód, bachantki śmieją się, pląsając wśród traw i zarośli, uwydatniających ponętę ich kobiecości, galopują cen-