Strona:PL Zola - Rzym.djvu/422

Ta strona została uwierzytelniona.

tylko kazał, by dbano o staranne utrzymanie tej sztucznej groty.
Piotr stał czas jakiś w milczeniu przed tą zabawką ulepioną z kamieni i z cementu, przypatrując się biletom wizytowym wetkniętym w szpary przez pobożnych, przypuszczonych do zwiedzenia papiezkiego ogrodu. Czuł, że ciężki smutek zalega mu serce, spuścił głowę na piersi i zadumał się boleśnie nad nędzą naiwności ludzkiej. Wyszedłszy z cienistych alei lasu, znaleźli się znów przed rozległemi trawnikami, na których rosły dwie wspaniałe palmy. Jakże pięknym był zachód dzisiejszego słońca! Jakże piękną była ziemia i jakim niezrównanym czarem tchnęła w tej części ogrodu! Ciszę mącił tylko lekki plusk wody opadającej z wodotrysku. A na przestronym, równym obszarze geometrycznie poprzedzielanych trawników, panować się zdawała jakaś wyniosła i szlachetna duma. Purpurowe blaski zachodzącego słońca złociły białość marmurowych starożytnych posągów i wspaniałych, rzeźbionych wazonów, ustawionych szeregiem na tle rudawych krzewów, rosnących w klombach po za parterem. W powietrzu unosiły się złączone zapachy eukaliptusów, sosen, bukszpanów i pomarańcz dojrzewających bogactwem złotych owoców. Niektóre klomby nizkich drzew i krzewów strzyżone były w stylu baroko, powtarzając dość często kształt herbu Piusa IX.