Strona:PL Zola - Rzym.djvu/430

Ta strona została uwierzytelniona.

żeśmy oboje byli rozpaczliwie przygnębieni ową otrzymaną złą wiadomością... iż moje małżeństwo z hrabią Prada nie będzie unieważnione... Po utracie tej nadziei, cierpienia nasze się wzmogły... musieliśmy chociażby o tem pomówić z sobą... na coś się zdecydować... Zeszedłszy się tutaj, długo płakaliśmy razem, tuląc się do siebie... milcząc w uścisku i płacząc... Całowałam go i pieściłam, a głos odzyskawszy mówiłam, że go kocham, że zawsze kochać będę... że jestem zrozpaczona, unieszczęśliwiając go beznadziejnością naszej miłości i że ze zmartwienia umrę niezadługo... Może te moje wyznania ośmieliły go zbytecznie... może roznieciły w nim myśli o możliwości natychmiastowego posiadania mnie... tak... w tem jest przeważnie moja wina... nie zapanowałam nad sobą dostatecznie, byłam nieostrożna, trzymając go w uścisku tak długo, tuląc się do niego, całując i wypowiadając moją miłość... Cóż dziwnego, że mój biedny Dario wpadł w szał tak namiętny, iż zapomniał o przysiędze, którą złożyłam Madonnie... lecz ja tej przysięgi nie mogłam zapomnieć... Dario mnie posiądzie w dniu gdy odejdziemy od ołtarza jako mąż i żona...
Wyznania te Benedetta czyniła bez zakłopotania, szczerze, prosto, z całą siłą przekonania, że inaczej być nie może. Nawet lekki uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy rzekła:
— Ach, ja dobrze znam gwałtowność natury mojego Daria! On na to nie wygląda a jednakże