pożądał uciechy życia, zbytku, albo chociażby jego pozorów. Wycieńczony, wyczerpany duchowo i fizycznie, miał tylko siłę i wolę dla tego rodzaju próżniaczych i błahych rozkoszy, nigdy żadna myśl inna nie zaprzątała mu głowy, nigdy naprzykład nie zastanawiał się nad swemi obowiązkami obywatela kraju, bo nawet ulotnie nie odbiło się to w jego mózgu. Dario posiadał wrodzoną nieograniczoną dumę rzymianina. Był leniwy a zarazem przebiegły, ze zmysłem praktyczności silnie rozwiniętym i zawsze czujnym. Jako potomek starodawnego a kończącego się na nim rodu, posiadał wypieszczenie rasowe i łagodny wdzięk rzeczy zanikającej przeszłości, dawna zaś rycerska krewkość odezwała się w namiętności porywów zmysłowych, dochodzących u niego do szału i zwierzęcych pożądań.
Słodko się uśmiechnąwszy, Benedetta dodała cichutko:
— Wiem, że nie można żądać rzeczy niemożliwych... więc pozwalam mu na stosunki z innemi kobietami... Nie chcę, by się miał rozchorować... a może umrzeć...
Piotr spojrzał na nią mocno zdziwiony, albowiem wypowiedziane przez nią słowa psuły mu ustalone pojęcie o zazdrości włochów i włoszek. Spostrzegła to i cała zapłoniona zawołała z żywością:
— Nie, nie, ja nie jestem o to zazdrosna! On znajduje w tem przyjemność, nie chcę mu przeto
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/432
Ta strona została uwierzytelniona.