ciażby kosztem mojego życia... Tak, może umrę skutkiem tego, może i Dario śmiercią to przypłaci, lecz przysięga moja dochowaną zostanie... Madonna ma moje słowo... aniołowie zatem w niebie nie zapłaczą nad mojem wiarołomstwem.
Mówiąc to, Benedetta była szczerą. Tak więc, bardzo prosto tłomaczyła się pozorna złożoność jej usposobienia. Będąc pobożną i wierzącą, przejmowała się chrześciańską zasadą, iż zasługą jest żyć w zupełnej czystości, bezwiednie protestowała ona przeciwko materyi, siłom naturalnym i wiecznemu zapładnianiu się życia. Urobiło się w niej pojęcie, iż najwyższym, najcenniejszym darem, jaki kochanka złożyć może ukochanemu, jest oddanie mu dziewiczości ciała, którego wraz z tą chwilą staje się on panem i całkowitym posiadaczem. Dar ten wszakże nie wpierw może być złożony, jak dopiero z chwilą, gdy Bóg ześle błogosławieństwo swoje, gdy ksiądz przed ołtarzem złączy ślubem zakochaną parę, inaczej bowiem, bez kościelnego zezwolenia, nie może być radości a tylko grzech straszny, grzech śmiertelny, na wieczne zatracenie skazujący winowajców. Skutkiem głębokości i szczerości tych wierzeń, Benedetta znalazła dostateczną siłę woli, by stawić opór miłosnym napaściom swego męża, hrabiego Prada, którego poślubiła, nie kochając i z równą zaciętością broniła się od uścisku Daria, chociaż podzielała jego porywy. Ach, jakąż męczarnią dla niej było bronić się ukochanemu!
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/434
Ta strona została uwierzytelniona.