Strona:PL Zola - Rzym.djvu/436

Ta strona została uwierzytelniona.

znów spojrzał na portre Kosyi Baccanera, której Benedetta była żywą dziedziczką i przedstawicielką. Tragiczna legenda o pięknej Kassyi, przesunęła się z nową siłą w umyśle Piotra. Wszak Kassya żyć nie chciała dłużej, bo dziewiczość jej bezużyteczną się stawała z chwilą, gdy Flavio padł zabity w jej objęcia. Rzuciła się więc do Tybru, wraz z ciałem ukochanego, a mszcząc się zarazem na bracie swym Ercole, wydarła mu życie, topiąc go równocześnie.
Benedetta zbliżyła się do Piotra i, ująwszy przyjaźnie obie jego dłonie, rzekła serdecznie:
— Drogi księże Piotrze, zaledwie od dwóch tygodni żyjemy pod jednym dachem, a jednak uważam cię za starego znajomego i czuję, że ty równą masz dla nas życzliwość... Zapewne w pierwszej chwili wszystko musiało ci się wydawać dziwnem, w naszym sposobie życia, lecz nie sądź nas zbyt surowo. Oto ja naprzykład, jakkolwiek mało umiem i mało wiem, czynię co mogę, by postępować dobrze, jaknajlepiej...
Piotr był niezmiernie ujęty uprzejmością Benedetty. Dziękując, zatrzymał na chwilę piękne jej rączki w swoich dłoniach i chwyciła go myśl, by pozyskać i oświecić umysł tej młodej kobiety, której serce nie powinno odtrącać własnych jego dążeń ku braterskiej miłości ludzi na ziemi. Wszak sama mu wyznała, że była wzruszoną po przeczytaniu napisanej przez niego książki, że niejednokrotnie myślała o spotkanych w niej nie-