trudnością dotarł do drzwi ostatniej sali, w której miało się odbyć uroczyste przyjęcie. Trzy do czterech tysięcy osób stało tu już przeszło od godziny, duszno było i gorąco do niewytrzymania. Wobec tego natłoku, Piotr zrzekł się iść dalej, sądząc, że nie zdoła odszukać wyznaczonego sobie miejsca.
Stanąwszy więc na progu sali Błogosławieństwa, zaczął się rozglądać po bogatych jej ścianach, obrazach, złoceniach i poważnem, prawie surowem sklepieniu. W głębi, naprzeciwko wejścia, na zwykłem miejscu wielkiego ołtarza, było nizkie wzniesienie a na niem stał tron przeznaczony dla papieża. Był to wielki fotel obity czerwonym aksamitem i połyskujący od złoconych ozdób. Po nad nim unosiły się draperye baldachimu, opadając dwoma bogatemi skrzydłami rozwiniętemi z tyłu jako tło. Baldachim i draperye były również z czerwonego aksamitu poprzepinanego złoceniami.
Uwagę Piotra zajął tłum wśród którego się znajdował. Nigdy jeszcze nie widział tego rodzaju podbudzenia, wyrytego na tysiącach ludzkich twarzy. Zdawało mu się, że słyszy przyśpieszone bicie serca tych ludzi, wyczekujących z utęsknieniem, a tymczasowo modlących się do pustego tronu. Wszystkie te gorejące żarliwością oczy wpatrzone były w tron jak w zjawisko. Olśniewał on dusze pobożne, nęcił je nadzwyczajnością swej świętości, błyszczał jak monstran-
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/446
Ta strona została uwierzytelniona.