Strona:PL Zola - Rzym.djvu/462

Ta strona została uwierzytelniona.

przeciwnie, większe były, niż kiedykolwiek. Zatem kwestya pieniężna trzymała go przykutego do spraw czysto ziemskiej natury. Subwencyi, żołdu od państw katolickich papież nie mógł przyjmować, bez umniejszenia idealnej swej niezależności, niechajby więc na opędzenie potrzeb Kościoła starczyły sumy świętopietrza, z warunkiem, by te dobrowolne składki wiernych, wprost podawanemi były z ręki do ręki; niechajby dwakroć piędziesiąt milionów chrześcian opodatkowało się paru groszami na głowę i tygodniowo, a urosłyby ztąd kwoty zapewniające dostateczny budżet Ojcu świętemu, który, otrzymując je od wszystkich dzieci swoich, żadnego z nich nie byłby dłużnikiem. Na nieszczęście inaczej działo się obecnie!... Większość katolików uchylała się od płacenia dobrowolnego podatku na rzecz papieża. Bogacze nadsyłali znaczne sumy przez próżność, dla manifestowania swych opinij ze względów politycznych, drobne zaś datki centralizowały się w rękach biskupów i kongregacyj. Biskupi więc i przełożeni zakonów byli rzeczywistymi kasyerami papieża a tem samem dobroczyńcami Stolicy apostolskiej. Bez nich, bez ich wpływów i starań, bez ich pośrednictwa, wyschłyby złotodajne źródła dochodów papieża, który od biskupów i przeorów materyalnie zależny, musi im ulegać, musi słuchać ich rozkazów. Tak więc papież, jakkolwiek pozbawiony władzy świeckiej, nie jest zwolniony od trosk ma-