teryalnej natury, a zależnym będąc od duchowieństwa, znoszącego mu jałmużny, nie może stanąć na pożądanej wyżynie moralnej, nie może być tylko duchem, tylko pocieszycielem, otuchą i nadzieją świata.
Piotr przypomniał sobie teraz grotę z Lourdes, odtworzoną w zmniejszeniu w watykańskim ogrodzie, przypomniał sobie dopiero co widzianą chorągiew, przysłaną z Lourdes, wiedział zaś, że ojcowie strzegący cudownej groty corocznie składają papieżowi w darze dwakroć sto tysięcy franków, pochodzących z funduszów zgarnianych przez nich w Lourdes. Czyż bogaty, coroczny ten dar nie był istotną podstawą posiadanego przez nich wpływu w Stolicy apostolskiej?... Piotr wstrząsnął się przejęty dreszczem i złowrogiem przeczuciem, iż nieprzełamie tych nieprzyjaciół swoich, nie wspomoże go nawet protekcya kardynała Bergerat. Napróżno więc przybył do Rzymu, bo napisana przez niego książka, z góry na potępienie została skazaną...
Ocknąwszy się z zamyślenia, Piotr ujrzał się na placu przed bazyliką, a idący przy nim Narcyz Habert właśnie mówił do monsignora Nani:
— Więc naprawdę dzisiejsze dary złożone Ojcu świętemu, wynoszą tę cyfrę?...
— Tak, najmocniej jestem przekonany, że wynoszą przeszło trzy miliony!
Wśród placu jaskrawo oświetlonego słońcem, snuł się trzytysiączny tłum pątników, wyległych
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/463
Ta strona została uwierzytelniona.