Strona:PL Zola - Rzym.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Piotr wypowiadał tę konieczność w słowach pełnych miłości i nadziei, słodycz jego marzeń odbierała książce charakter burzycielski. Przytem na kartach jej nie występował on przeciwko dogmatom. Książka była głosem wołającego apostoła, formą swą zaś: sentymentalnym poematem, płonącym miłością ku bliźnim.
Druga część dzieła mówiła o teraźniejszym katolicyzmie. Piotr zebrał w niej obrazy widzianej przez siebie nędzy, kryjącej się na przedmieściach stolicy, tej okrutnej nędzy, nad której zatrutemi ranami serce krwawiło mu się z bólu. Taka niesprawiedliwość nie mogła być dłużej tolerowaną, bo cierpień ubogiego nie słodziła nawet nadzieja a wszelka dorywcza pomoc nie wpływała na zapobieżenie ogromowi złego. Biedak nieszczęsny tracił resztę dawnych swych wierzeń, widząc, że chrześciańskie rządy zezwalają na wielką jego niedolę a zbytek i rozpusta bogaczów krzewiły w nim nienawiść i chęć odwetu.
Naszkicowawszy zarys dzisiejszej zgnilizny społecznej i walącej się z zepsucia cywilizacyi, Piotr kładł nacisk na chwilę, gdy schyłek zeszłego wieku rozbudził nadzieje szczęścia, głosząc światu swe ideje. Stan trzeci, mieszczański, czyli liberalne stronnictwo zagarnęło władzę, obiecując zadowolenie pragnień każdej jednostki. Sto lat ubiega od owej epoki a obietnica w niczem urzeczywistnioną nie została. A więc wszystko było ułudą?... Rozczarowanie przenika serca ludzi.