Strona:PL Zola - Rzym.djvu/477

Ta strona została uwierzytelniona.

pełnym, prawem z serca płynącem, władcą świata, lecz władcą niemateryalnej jego istoty. Piotr, zatrzymawszy się na tej myśli, doznał wielkiego pocieszenia. A zatem prócz tej zmiany, nad którą trzeba będzie się zastanowić, wszystko pozostawało nietykalnem w jego książce! Ucieszony, przypomniał sobie dzisiaj oglądane widowisko, tego wycieńczonego starca, jaśniejącego jak symbol przyszłego wyzwolenia ludzkości... Jakże kornym i tkliwym był ten tłum ludzi modlących się do niego, jako do widomego bóstwa na ziemi! Tak było, bo ten tłum odczuwał, że papież dzierży w swej ręce przyszłe losy tej ziemi, on jeden, dzięki swej wszechwładzy moralnej, mógł przyśpieszyć panowanie pokoju i miłosierdzia.
Na jutrzejszą ceremonię w bazylice Piotr miał bilet różowy, dający mu prawo do zajęcia miejsca w trybunie. Dzięki tej uprzejmości monsignora Nani nie potrzebował cisnąć się wraz z tłumem, który od godziny szóstej rano zaległ plac przed bazyliką. Msza celebrowana przez papieża była oznaczoną na godzinę dziesiątą. Prócz trzech tysięcy pątników, przybyłych dla złożenia daniny, spodziewano się wielkiego zjazdu turystów, albowiem tego rodzaju wystawne uroczystości kościelne, jak dzisiejsza msza pontyfikalna, coraz to były rzadsze. Liczono, że zbierze się trzydzieści do czterdziestu tysięcy osób, albowiem stronnicy papieża stawiać się zwykli byli gromadnie przy ta-