Okazywało się więc, że Benedetta nie przejmowała się należycie naukami Piotra, była tylko porwana jego entuzyazmem przez sympatyę dla niego, przez podziw, jaki w niej wzbudzał ten młody ksiądz, który całą moc swej miłości odwróciwszy od kobiety, umiłował ludzi, a przedewszystkiem nędzarzy cierpiących. Te poranne godziny, razem spędzane wśród słonecznego, balsamicznego ogrodu, słodkiemi były dla Benedetty i dla Piotra. Wywiązał się pomiędzy niemi pełen zażyłości i przyjaźni miły stosunek, polubili się wzajemnie, bo łączyła ich miłość gorejąca w ich sercach, oraz wspólność odgadydywanego cierpienia.
Któregoś poranku, Benedetta stała wsparta o sarkofag i po raz pierwszy zaczęła mówić o swej miłości dla Daria, którego imienia jeszcze nigdy nie wspomniała tutaj w ogrodzie. Ach, jakże ten biedny Dario żałował tego szalonego uniesienia podczas szarej godziny w żółtym salonie donny Serafiny! Zaraz nazajutrz wyjechał na kilka dni do Neapolu i mówiono, że ładna Tonietta, która tak lubiła pokazywać się z białym bukietem kwiatów w powozie na Monte Pincio, wyjechała także do Neapolu, pragnąc się tam spotkać z ukochanym Dariem. Gdy powrócił z wycieczki, unikał Benedetty, sądząc, że jest zagniewaną na niego. Spotykał się z nią tylko w poniedziałki wieczorem, podczas tygodniowych przyjęć w salonie ciotki. Patrzał wtedy w oczy
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/507
Ta strona została uwierzytelniona.