Strona:PL Zola - Rzym.djvu/511

Ta strona została uwierzytelniona.

nedetta a przy niej Celia, zaś dokoła przed niemi stali Dario, ksiądz Piotr i Narcyz Habert. W kółku tem rozmowa była ogólna, wesoła, przerywana wybuchami śmiechu. Narcyz Habert już od chwili prześladował młodego księcia, opowiadając tajemniczo, że go spotkał w towarzystwie pięknej młodej dziewczyny.
Wreszcie rzekł wprost:
— Nie zapieraj się, bo możnaby ci pozazdrościć, że znasz taki cud piękności... Tak, spotkałem cię, mój drogi, na Borgo, w ciasnej, pustej uliczce, lecz przez dyskrecyę udałem że cię nie widzę...
Dario uśmiechnął się i z miną człowieka szczerze zadowolonego, że spotkał kobietę nadzwyczajnej piękności, której nikt przed nim nie widział, zawołał:
— Ależ nie przeczę, nie przeczę, rzeczywiście tak było... tylko nie przypuszczaj zaraz... bo w danym wypadku żadnych przypuszczeń nie należy czynić...
Benedetta słuchała, śmiejąc się, bez najlżejszego cienia niepokoju lub zazdrości, przeciwnie, radowała się, że Dario miał przyjemność patrzenia na coś niezwykle pięknego. On zaś, zwróciwszy się ku niej, mówił dalej:
— Wiesz, to ta dziewczyna którą spotkałem przed kilku tygodniami... ta robotnica, zalewająca się łzami po stracie miejsca w fabryce paciorków... a kiedy chciałem jej dać jakieś wsparcie,