Strona:PL Zola - Rzym.djvu/512

Ta strona została uwierzytelniona.

uciekła, mówiąc, że nic odemnie nie przyjmie, lecz jeżeli chcę, to zaprowadzi mnie do swoich rodziców... Pierina... czy pamiętasz?...
— Wybornie pamiętam... tak, Pierina...
— Otóż, wyobraźcie sobie państwo, że od tego czasu spotkałem ją pięć czy sześć razy... A tak jest piękna, że gdy ją zobaczę, zatrzymuję się i rozmawiam przez chwilę, chcąc się nanią napatrzeć... Przed paru dniami ani się spostrzegłem, żem szedł z nią przez kilka ulic i zatrzymałem się dopiero gdy stanęła przed jakąś fabryką, w której chciała się dowiedzieć, czy nie znajdzie roboty... Poczekałem na nią, i znów zobaczyłem ją zapłakaną, bo jej nie chciano... więc żeby ją pocieszyć, pocałowałem tę piękność... Nie możecie sobie wystawić, do jakiego stopnia była ździwioną i uszczęśliwioną, ale uszczęśliwioną jakby nigdy płakać nie umiała!...
— Wszyscy się głośno roześmieli, wysłuchawszy opowiadania, lecz Celia naraz spoważniała i rzekła z przejęciem:
— Pierina ciebie kocha... tak, najniezawodniej kocha... Otóż nie zapominaj o tem i nie nadużyj jej słabości...
Dario musiał się domyślać tej miłości pięknej Pieriny, bo spojrzał wymownie na Benedettę, jakby chcąc ją upewnić, że jeśli ta dziewczyna go kocha, to w każdym razie nie jest przez niego kochaną. Robotnica, prosta dziewczyna z przedmieścia! O nie, chociażby była piękniejszą od