i z bijącem sercem pobiegł dziś przed statuę, wzruszony jak na widok ukochanej i pożądanej kobiety. Mówił, że tę uroczą świętą, wykutą w marmurze, kochał w sposób najrozmaitszy, zależało to od padającego na nią oświetlenia. Rankami kochał ją mistyczną miłością, bo brzask ubierał świętą postać w śnieżną białość. W godzinach popołudniowych kochał ją namiętnie, bo czuł w niej żądzę, płynącą w krwi męczenników, lecz zachwycała go i nęciła zwłaszcza w promieniach zachodzącego słońca, które padając na nią skośnie, oblewało ją różową łuną dziewiczej wstydliwości.
Przymknąwszy oczy i głosem zmęczonym, wyczerpanym ekstazą, mówił zwolna:
— Ach, mój drogi, żebyś ty wiedział jak rozkosznie budziła się dziś rano... ileż było w tem, wdzięku i ponęty, wzruszającej mnie do głębi... Ach, ta święta Teresa! Czysta i nieświadoma dziewica, a zarazem omdlewająca z nadmiaru doznanych rozkoszy... jakże ociężale i miłośnie budzi się i rozchyla powieki... jak cała tchnie zmęczeniem pieszczot najwyższych... jak znać po jej ciele, że dopiero co konała w miłosnych uniesieniach boskiego oblubieńca!... Cała jest pogrążona w przedłużającej się rozkoszy i jeszcze jest w posiadaniu Jezusa... Powiadam ci, mój drogi, że i ja konałem z upojenia, patrząc na ogrom jej miłości...
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/519
Ta strona została uwierzytelniona.