zajęli miasto, natychmiast się rzucili do przebudowania go na swój sposób, marząc wzorem poprzedników, by ich przewyższyć okazałością gmachów, bogactwem marmurów, ogromem planów.
Przez kilka tysięcy lat trwał tu bezustanny wysiłek płodzenia gmachów zadziwiającej trwałości i niezrównanego piękna, lecz oto nadeszła chwila, gdy z żyznego gruntu Rzymu przestały wyrastać arcydzieła. Twórczość ustała, a Rzym nowoczesny wydaje same niedonoszone płody, które rozsypują się i marnieją, dreszczem smutku przeszywając serca.
Jakby chcąc się otrząsnąć z nawału przykrych myśli powstających na widok tych walących się młodych ruin niedokończonej dzielnicy miasta, Piotr zawołał:
— Ten stan rzeczy trwać nie może! Nadejdzie chwila właściwa i ktoś dokona rozpoczętej pracy!
Narcyz spojrzał ze zdziwieniem na mówiącego i rzekł:
— Poco?... Dla kogo?...
Słowa te brzmiały okrutnie, bo opierały się na rzeczywistości. Patryotyczny entuzyazm włochów zrodził przekonanie, iż Rzym rozrośnie się w potężną stolicę o milionowej ludności, lecz po latach kilkunastu spostrzeżono omyłkę i przestano liczyć na owe setki tysięcy mieszkańców mających nadciągnąć z prowincyi. Rzym nie przyciągał ku sobie ani ponętą zabaw nadzwyczajnych, ani też nie przedstawiał pola do wzbogacania się
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/534
Ta strona została uwierzytelniona.