handlem i przemysłem. Mogły się okoliczności zmienić pod tym względem, lecz trzeba na to było czekać cierpliwie długie lat dziesiątki. Więc po cóż wkładać nowe miliony potrzebne na wykończenie tych niezliczonych domów, które stałyby pustkami?... Lepiej zostawić je w stanie obecnym, niechaj same się rozkruszą i w pył zamienią. Miliard w nie rzucony przepadł bezpowrotnie i chyba należałoby życzyć Rzymowi nowego Nerona, któryby zburzył i zniósł doszczętnie okropność tych szkieletów, usuwając je z widowni w imię rozsądku i piękna.
— Otóż Benedetta i Dario! — zawołał Narcyz.
Wysiadłszy z powozu u skraju nieszczęsnej dzielnicy, Benedetta szła pod rękę ze swoim kuzynem. Wśród samotnej pustki i ciszy szli środkiem ulicy zarośniętej trawą, oboje uśmiechnięci, szczęśliwi, rozkochani i tak sobą zajęci, że zapominać się zdawali o celu tej wycieczki, o nędzy, którą przybyli oglądać i pocieszyć.
— Jaka dziś szczególniejsza, prześliczna pogoda — zawołała Benedetta, witając się z Piotrem i Narcyzem. — Jakie słońce pogodne i słodko łagodne... Z rozkoszą używam przechadzki i zdaje mi się, że jestem na wsi...
Rozmawiali czas jakiś, przebywając zwolna coraz to inne ulice, wreszcie Dario, jakkolwiek czuł się szczęśliwym z tej porannej przechadzki w towarzystwie Benedetty, zauważył:
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/535
Ta strona została uwierzytelniona.