Strona:PL Zola - Rzym.djvu/541

Ta strona została uwierzytelniona.

cem spoglądając z pod kasku bujnych, falistych, czarnych włosów.
— Czy zechcesz nas zaprowadzić? — spytała Benedetta, patrząc na nią łagodnie i ciesząc się myślą, że obok tak wstrętnie brzydkich widoków, jakie były naokoło, może wyrastać kwiat tak doskonałej piękności.
— I owszem... zaraz państwa poprowadzę, gdzie tylko pani zechce...
Dla wskazania drogi, Pierina szła przed nimi. Suknię miała czystą, świeżo wypraną, trzewiki całe i porządnie włożone na nogi, widać było, że dbała o swoją powierzchowność, a może było to tylko złudzenie, spowodowane promienną pięknością dziewczyny, która pomimo ubogiego ubrania wydawała się być boginią łaskawie zeszłą wśród ludzi.
— Jakaż ona piękna, jaka piękna! — powtarzała z uniesieniem Benedetta. — To pieszczota dla oczu patrzeć na taką piękność!...
— Wiedziałem, że ci się podoba! — odpowiedział Dario, uradowany, że to on wynalazł tak piękną dziewczynę.
Odzyskał już wesołość i przestał mówić o powrocie do domu. Z chwilą gdy mógł patrzeć na coś sprawiającego mu przyjemność, mógł i tu pozostać, by cieszyć się doznawanem wrażeniem.
Z tyłu idący Piotr też się zachwycał urodą Pieriny, Narcyz zaś opowiadał mu, że czegoś więcej potrzeba nad czysto fizyczną piękność,