To bardzo ładnie... jak widzę są jeszcze zacne serca na świecie...
Zaczęła zaraz opowiadać dzieje swojego życia, wszakże bez widocznej chęci wzbudzenia litości. Na imię jej było Giasinta, wyszła za mąż za Tomaso Gozza, mularza, z którym miała siedmioro dzieci. Najstarszą była Pierina, drugim z rzędu Tito, mający lat osiemnaście, po nim miała cztery córki, a wreszcie jeszcze syna, oto tego małego, który zasnął na jej kolanach. Przez długie lata zamieszkiwali na przedmieściu Transtevere, w starym domu teraz już zwalonym. Od czasu jak dom ten zburzono, rozpoczęły się ich nieszczęścia, spadające jedne za drugiemi. Schronili się do tego niewykończonego pałacu, nie mając czem płacić komornego, bo roboty murarskie ustały. Tomaso i Vito rzadko kiedy pracują, a Pierina straciła miejsce w fabryce paciorków, gdzie zarabiała franka dziennie, co pozwalało na jakie takie wyżywienie się całej familii. Lecz teraz nikt z pracujących członków rodziny nie miał roboty, zapanowała bieda i rzadko kiedy można było coś kupić, żeby się najeść do syta.
— Może państwo zechcą pójść na górę... Tam państwo znajdą mojego Tomaso i brata jego Ambrogio... wzięliśmy go do siebie, bo nie miał się gdzie podziać... Oni państwu wszystko lepiej opowiedzą... bo oni umieją mówić jak się należy... Tomaso niema roboty, więc odpoczywa w domu...
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/543
Ta strona została uwierzytelniona.