Strona:PL Zola - Rzym.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

ściańskiem niebem, zaludnionem przez aniołów, pełnem światła, muzyki i kadzideł. O ileż lżejszem jest wtedy pożegnanie z istotą ukochanych zmarłych, wszak rozłąka z nimi jest tylko chwilową przed wieczystem połączeniem się w nieśmiertelnej chwale! Jakąż potężną dźwignią dla znoszenia przykrości życia jest wiara w wymiar pozaświatowej sprawiedliwości; ulatuje wtedy przerażająca myśl o nicości i zaniku swojego ja, pozostawiając niewzruszoną wiarę w jutro śmierci i szczęśliwe rozwiązanie wszystkich zagadnień przenaczenia. Wierzenia te na długo jeszcze pozostaną niezachwianemi myślami większości. Wiekami nabrana przez nie siła oddziaływa na zmęczone wysiłkiem umysły. Świat nasz jest w przededniu nowego porodu, trwoży się więc i w słabości swej wraca ku religijnym wierzeniom, wypowiada swą tęsknotę za ideałem i nieskończonością, wymaga praw etyki i zapewnienia wyższej sprawiedliwości. Teraz właśnie ujawniła się potrzeba nowych ideałów. W łaknący i uprawny grunt, czyż stary katolicyzm nie rzuci swego ziarna, by odrodzić się mógł z młodzieńczą siłą wyrosnąć z bujnością kwiecia ogarniającego świat cały wonnością swoich nadziei?...
Trzecią część swej książki, Piotr poświęcił rzuceniu zarysu, czem będzie przyszłość tego odrodzonego katolicyzmu, niosącego konającym w bólach narodom zdrowie i siłę, spokój i szczęście złotego wieku, utraconego wraz z przeistoczeniem