tęskniące za czemś innem i lepszem, niż stan obecny.
Tomaso, nie zważając na gości, zwrócił się do brata:
— Mój kochany, już ci nieraz mówiłem, że nie masz racyi... Papież jest i będzie papieżem... zatem ludzie, mający sens w głowie, zawsze będą po jego stronie... bo tylko tym sposobem mogą czegoś się spodziewać... Papież jest i będzie najsilniejszy.. Gdyby jutro było głosowanie, zaraz dałbym mój głos papieżowi.
Po chwilowem milczeniu, Ambrogio odpowiedział spokojnie z włoską przebiegłością:
— Ja, mój bracie, głosowałbym przeciwko papieżowi... zawsze przeciwko niemu... I wiesz dobrze, że tak jak ja, głosowałaby większość... Już nie wzmoże się i na nogi nie wstanie wasze pragnienie papieża-króla... to już skończona historya... Nawet na Borgo wszyscy ludzie to już rozumieją... Lecz nie przeszkadza to, że należałoby się z papieżem porozumieć... bo dla religii trzeba mieć należne poszanowanie...
Piotr słuchał tej rozmowy z wielkiem zajęciem. Spróbował nawet postawić pytanie:
— Czy dużo jest socyalistów pomiędzy ludem na przedmieściach Rzymu?...
Bracia długo się namyślali jaką dać odpowiedź temu cudzoziemskiemu księdzu, wreszcie Ambrogio zabrał głos z pewną niechęcią:
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/550
Ta strona została uwierzytelniona.