Strona:PL Zola - Rzym.djvu/561

Ta strona została uwierzytelniona.

ze stolicy owe czterdzieści tysięcy przybyszów, odsyłając ich do ojczystych prowincyj. Miasto zaś zapadło w dawną ciszę; zamknięto warsztaty i rzymscy robotnicy, chociażby nawet chcieli, nie znajdowali dla siebie zajęcia. Prawda, że przez lat kilka, chociaż zrzadka i dorywczo tylko pracując, żyli jednak dostatniej, lecz słodką im była odzyskana swoboda. Narzekali na biedę, a jednakże w duszy radowali się, że nikt ich do pracy nie nagli namowami, więc z rozkoszą grzejąc się na słońcu, żyli w zgodzie z nędzą, dawną i zwykłą swą kochanką.
Piotr był zadziwiony różnicą nędzy w Rzymie a w Paryżu. Bieda ludu rzymskiego była bardziej krańcowa, ubiór mizerniejszy, strawa lichsza, brud widoczniejszy i wstrętniej odrażający. Zkądże więc ci ludzie czerpali swą wesołość?... Dlaczego mniej było jęku i narzekania?... Piotr przypominał sobie swoje wędrówki po najuboższych przedmieściach Paryża i okropność tamtejszych mieszkań nędzarzy; śnieg, deszcz i wiatr hulały w tych norach, mrożąc całe rodziny, zsiniałe, skostniałe, bez ognia i bez chleba. Tam widziane sceny, silniej nim wstrząsały, budząc żywsze współczucie i politowanie, niż nędza w Rzymie, nawet w tych nieukończonych domach, które dopiero co oglądał. Dlaczego? — pytał sam siebie. Naraz zrozumiał. Nędzarze w Rzymie nigdy nie cierpieli skutkiem zimna, którego nie znali nawet. Niebo zawsze niebieskie, słońce zawsze grzejące, cią-