Strona:PL Zola - Rzym.djvu/562

Ta strona została uwierzytelniona.

gła pogoda i łagodność klimatu, były pocieszeniem nigdy niewyczerpanem, dobrocią wiecznie trwającą. Ludzie ci mogli się nie troszczyć o schronisko, byle jaka nora wystarczała im na złożenie marnego dobytku, sami zaś spać mogli na trawie, byle gdzie, nie lękając się mrozu, śniegu i szarugi. Ciepłe tchnienie wiatru kołysało ich do snu, sucha trawa, lub ogrzane słońcem kamienie, służyły im za łoże! W tych warunkach, głód nawet stawał się znośniejszy, bo klimat nie wymagał sztucznej podniety, alkohol i mięso nie były tutaj nieodzowną potrzebą.
Narcyz opowiadał, że w Neapolu, w najnędzniejszej portowej dzielnicy Santa-Lucia, wśród ciasnych, brudnych i smrodliwych uliczek, można było widzieć zawsze całą ludność na dworzu. Kobiety i dzieci, jeżeli nie pośrodku ulicy, to znajdowały się na balkonach wysuniętych przed każdem oknem. Wszystkie czynności domowe załatwiano na otwartem powietrzu, pod gołem niebem. Kobiety szyły, śpiewały, myły się i czesały, tępiły pasorzyty gnieżdżące się wiecznie w starganych czuprynach dzieci, mężczyźni rozbierali się i ubierali jak przy drzwiach zamkniętych. Jeżeli owe lekkie, drewniane balkoniki były prywatnemi pokojami zamieszkałych tutaj rodzin, to ulica stanowiła salon do ogólnego użytku. Na wózkach, straganach, w koszykach, w ręku, przekupnie bezustannie sprzedawali przyrządzone już jadło, albo też surowe jarzyny i owoce. Ścisk