misyi za zupełnie zbyteczne wobec faktu, że absolutnym panem i zarządzającym wszystkiem był on jeden; zbierano się więc na obrady tylko dla formy, bo nie chciał nawet komunikować szczegółów obmyślanych przez siebie spekulacyj. Teraz więc, gdy zaszła katastrofa pochłonęła całość skarbu, kardynałowie, zmówiwszy się pomiędzy sobą, nastraszyli papieża, który natychmiast usunął monsignora Folchi. Napróżno błagał on o możność widzenia się z papieżem, spadła niełaska była nieodwołalną i Leon XIII nie dopuścił go do siebie, jakby mszcząc się na nim za własne swoje winy, a przynajmniej za wspólność roznamiętnionych rojeń zawładnięcia pieniężnym rynkiem stolicy. Monsignor Folchi usunął się bez szemrania, z przykładną pokorą szczerze pobożnego kapłana, i nikt nigdy z ust jego nie słyszał skargi, ani też sekretu tajemnic jemu i papieżowi wiadomych. Ztąd też pochodzi okoliczność, że nikt właściwie nie wie, jaką sumę stracił skarb watykański podczas kryzysu spadłego na Rzym zamieniony w szulernię. Jedni mówią, że straty wynoszą dziesięć milionów, a inni, że dochodzą do trzydziestu milionów. Najprawdopodobniejszą będzie cyfra pośrednia, to jest piętnaście milionów.
Tu Narcyz opowiadanie swoje przerwał i dopiero, zjadłszy kotlety jagnięce z pomidorami i oczekując na przyniesienie kurczęcia pieczonego w cieście, dokończył słowami:
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/569
Ta strona została uwierzytelniona.